Ukraina stoi przed wyborem: godność albo pokój – analiza propozycji Zachodu

Last Updated: 2025-11-24By

Nowy porządek

 

Z końcem listopada 2025 roku doszło do czegoś, czego mało kto na Zachodzie spodziewał się tak szybko – nie kolejną ofensywę, czy pakiet sankcji, ale preludium do dyplomatycznej bitwy o przyszłość nie tylko Ukrainy, ale i całego ładu geopolitycznego w Europie. Po ponad trzech latach wyniszczającej wojny, która zmieniła globalny porządek, w Gabinecie Owalnym i w siedzibach europejskich przywódców zaczęto kreślić pierwsze poważne projekty zakończenia konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Dwa – tak różne, że natychmiast stały się symbolem głębszych sporów o to, czym w XXI wieku może być europejski pokój. Nagle widzimy poważne miny przywódców europejskich i przedstawicieli administracji Trumpa, pilne spotkania liderów Zachodu z Ukrainą, wielopunktowe propozycje pokoju, i utrzymane w tonie pełnym żalu i wielkiej wagi przemówienie samego Prezydenta Ukrainy, Volodymyra Zelenskiego. Czy uda się doprowadzić do pokoju gwarantowanego przez silnych partnerów? Czy to, co pokazano nam w ciągu ostatnich dni, to wstęp do spisania nowego traktatu wersalskiego?

Propozycja USA: duże ustępstwa, małe gwarancje

 

21 listopada 2025 roku Stany Zjednoczone przedstawiły władzom Ukrainy 28-punktowy plan pokojowy. Opiera się on na założeniu szybkiego zamrożenia konfliktu poprzez wymuszenie na Kijowie głębokich koncesji politycznych i strategicznych. Dokument w swej istocie zakłada trwałą neutralność Ukrainy – w tym wpisanie do konstytucji rezygnacji z członkostwa w NATO – a także faktyczne uznanie rosyjskiej kontroli nad Krymem, Donieckiem i Ługańskiem, przy zamrożeniu linii frontu w pozostałych okupowanych obwodach. Plan Amerykanów radykalnie ogranicza zdolności obronne Ukrainy, zakładając redukcję jej armii do 600 tysięcy żołnierzy, wprowadzenie strefy buforowej w Donbasie, i zakazując rozwijania rakiet dalekiego zasięgu, czy prowadzenia uderzeń na terytorium Rosji.

Proponowane gwarancje nie należą do mocnych – mają charakter miękkich warunkowych zobowiązań, które mają wygasnąć w przypadku eskalacji ze strony Kijowa, a ich nadzór ma spoczywać w części również na Rosji. Nie trudno domyślić się, jak łatwe w praktyce będzie dokonanie prowokacji, by te gwarancje unieważnić.

Ekonomicznie plan USA przewiduje wykorzystanie zamrożonych aktywów rosyjskich na odbudowę Ukrainy, ale w formule kontrolowanej przez USA i obwarowanej stopniowym znoszeniem sankcji wobec Moskwy. Wygląda to, jakby Stany Zjednoczone, dając

Ukrainie lichą protekcję, miały tworzyć pole do odbudowującego się po wojnie kraju.

Ukraina stoi przed wyborem: godność albo pokój – analiza propozycji Zachodu

Całość stanowi próbę zamknięcia wojny poprzez stabilizację obecnego status quo, nawet kosztem długoterminowego bezpieczeństwa regionu. Jak można się było spodziewać, zarówno społeczeństwo jak i władze Ukrainy stanowczo odrzucają tą propozycję, którą uznają za ograniczającą suwerenność, terytorialną integralność oraz zdolność obronną państwa, Ukraińcy nie akceptują – co oczywiste – rezygnacji z drogi dołączenia do NATO, demilitaryzacji, uznania rosyjskich zdobyczy, ani tak miękkich gwarancji danych przez swojego głównego sojusznika.

 

Plan Europy: nieosiągalna sprawiedliwość

 

Europejska kontrpropozycja pokoju, ogłoszona 23 listopada przez europejskich liderów – Niemcy, Francję, i Zjednoczone Królestwo – jest tak naprawdę przeciwieństwem amerykańskiego planu. Rozwiązanie nie zakłada szybkiego wygaszenia wojny, co byłoby na korzyść USA, lecz próbę wprowadzenia „sprawiedliwego” pokoju (o którym rzecz jasna nie można mówić w tych warunkach, ale plan opisany poniżej zdecydowanie lepiej oddaje międzynarodową sprawiedliwość, niż transakcyjne, doraźne podejście USA) – opartego na zasadach prawa międzynarodowego i europejskim duchu. Europa nie może pozwolić na to, by agresja militarna na Starym Świecie była dla kogokolwiek opłacalna – a tak postrzegana jest propozycja Donalda Trumpa.

E3 proponuje model, który nie uznaje rosyjskich zdobyczy, opiera rozejm na linii kontaktu, przewiduje dalsze negocjacje dotyczące okupowanych terytoriów, i wzmacnia ukraińską armię do poziomu 800 tysięcy żołnierzy, zamiast ją ograniczać. To wizja pokoju, który nie tylko zatrzyma Rosję w jej pędzie do odbudowania strefy wpływów, ale też zapewni Ukrainie warunki do względnie bezpiecznej, wolnej od inwazji, możliwości odbudowy.

Fundamentalną różnicą między propozycją USA i Europy jest kwestia jakichkolwiek nagród dla agresora – w centrum planu E3 leży założenie, że nie ma pokoju bez sprawiedliwości, a sprawiedliwość w kontekście wojny napastniczej oznacza, że agresor nie może zyskać niczego dzięki przemocy i zbrojnej inwazji.

Kolejną ważną różnicą jest stanowisko względem rosyjskich aktywów – Europa twardo broni koncepcji, według której rosyjskie aktywa powinny pozostać zamrożone, mogłyby zostać odblokowane po pełnej deeskalacji i odszkodowaniach, i nie mogą służyć jako swego rodzaju marchewka w negocjacjach ( USA nie planuje nawet użycia kija, nawiązując dalej do tego wyrażenia). E3 uważa, że rezygnacja z tej presji byłaby jasnym sygnałem, że Zachód jest słaby – a przecież nie na tym zależy ani Ukrainie, ani Europie, ani USA.

W przeciwieństwie do dokumentu USA, plan E3 (Liderów Europy) nie oferuje Rosji nagród, lecz wyznacza granice, które mają ją powstrzymać. I właśnie dlatego ten najbardziej zbieżny z interesami Ukrainy plan jest po prostu na ten moment nieosiągalny. Europa nie ma zdolności militarnych i na tyle silnego hard power, by sama mogła wymusić wdrożenie swoich postulatów – to USA są tu gwarantem bezpieczeństwa. Dlatego szeroko popierana wizja pokoju europejskiego jest jednocześnie niewdrażalna na obecnym etapie wojny i przy wszystkich okolicznościach.

 

Kto z kim? Rosjanie i ich wpływy w Białym Domu

 

W centrum negocjacji pokojowych, bardziej niż którykolwiek sekretarz stanu czy generał, znalazł się człowiek dotąd funkcjonujący na obrzeżach dyplomacji: Steve Witkoff, amerykański biznesmen, fundraiser, wieloletni sojusznik Trumpa i człowiek o szerokich kontaktach na froncie real estate oraz finansów. Od kiedy Trump wyznaczył go na nieformalnego emisariusza ds. pokoju z Rosją, polityk ten stał się twórcą pierwotnego, najbardziej kontrowersyjnego szkicu planu 28 punktów.

Witkoff nie jest dyplomatą ani wojskowym. To bliski współpracownik Trumpa z czasów kampanii i biznesu, człowiek o dużej lojalności wobec prezydenta, a jednocześnie ktoś, kto zawsze działał na styku polityki, pieniędzy i wpływów. W Waszyngtonie mówi się, że Trump potrzebował kogoś, komu ufa bezwarunkowo – kogoś, kto nie jest częścią tradycyjnego establishmentu i kto wykona zadanie „po nowemu”, poza strukturami Departamentu Stanu. To on, jako jedyna osoba z kręgu Trumpa, prowadził „tajny kanał komunikacji” z rosyjskimi negocjatorami, zanim jakikolwiek dokument trafił na biurka europejskich dyplomatów czy nawet części amerykańskich urzędników. Według mediów jego rozmowy z Rosjanami rozpoczęły się jeszcze w końcu lata 2025 r., zanim Trump został formalnie zaprzysiężony po wyborach – co samo w sobie wzbudziło pytania o legalność, zakres i charakter tej misji.

Po stronie Rosji w negocjacjach uczestniczyli ludzie bardzo specyficznie dobrani: Kirill Dmitriev, były szef Rosyjskiego Funduszu Inwestycji Bezpośrednich, człowiek z kręgu Putina i oligarchii; znany z prób tworzenia nieformalnych kanałów kontaktu z Trumpem już w latach 2016–2017, oraz Dmitrij Kozak, architekt wcześniejszych rosyjskich negocjacji dotyczących Donbasu i sygnalizowanej autonomii regionów. Doradcy ci pochodzą z bliskiego zaplecza wywiadowczego, pracowali nad „mapą koncesji” – a przynajmniej według rosyjskich przecieków.

To oni kreowali z Witkoffem pierwsze projekty tego, co później stało się 28-punktowym planem. Według źródeł rosyjskich, była to rozmowa „szalenie korzystna” dla Moskwy, bo opierała się bardziej na logice „szybkiego dealu” niż na analizie strategicznej. Można więc śmiało zapytać – po której stronie tak naprawdę stoi Witkoff i jak wielki wpływ na niego mają Rosjanie?

W środowiskach dyplomatycznych pojawiają się pytania, dlaczego pierwotny projekt Witkoffa aż tak mocno pokrywa się z rosyjskimi oczekiwaniami – to w praktyce powielenie rosyjskich żądań z lat 2022–2024. Kilka zachodnich analiz sugeruje, że Kreml widział w Witkoffie okazję do osłabienia jedności Zachodu, stworzenia wewnętrznego konfliktu USA i UE, oraz przekonania Trumpa, że „Ukraina przeszkadza w porozumieniu”. W efekcie pierwsza wersja planu wyglądała jak dokument pisany pod dyktando Moskwy.

Europejscy dyplomaci w prywatnych komunikatach alarmowali, że kanał Witkoff–Dmitriev podważa instytucje i tworzy niekontrolowaną ścieżkę negocjacji. Kijów miał jeszcze mocniejszą reakcję: część ukraińskich urzędników miała określić pierwotny dokument jako „podyktowany Rosji”, a ukraińskie służby zgłosiły obawy, że Rosja mogła celowo „nakarmić” Witkoffa fałszywymi założeniami, aby wprowadzić chaos po stronie zachodniej.

Należy podkreślić, że to są oceny polityczne i analityczne, a nie dowody na formalne powiązania, ale nie da się zaprzeczyć, że rozmowy prowadzone są w atmosferze nieufności.

Bardzo wyraźny element rosyjskiej strategii polega na grze psychologicznej. Rosyjskie media państwowe promują narrację, że „Ukraina i Europa sabotują plan Trumpa”. Kreml sugeruje, że dalsze wspieranie Kijowa „szkodzi wizerunkowi prezydenta”. Rosyjscy dyplomaci wysyłają sygnały, że „Rosja czeka na poważną ofertę” – czyli taką, która jest bliższa ich oczekiwaniom.

Cel jest jeden – poirytować niecierpwego Trumpa, przekonać go, że to Ukraina jest problemem, a nie Rosja. Jeśli Trump uzna, że Kijów sabotuje jego plan pokoju, może ograniczyć pomoc – i właśnie na to liczy Kreml. To klasyczna gra, w której Rosja próbuje skłócić sojuszników, zrzucić winę na ofiarę, i wywołać poczucie, że to nie agresor, lecz Ukraina blokuje pokój. Wielu zarzuca Witkoffowi, że idealnie wpisuje się w rosyjską strategię antyukraińską i mającą na celu skłócić Zachód.

Rola Witkoffa, niejasne konsultacje z Rosjanami i brak transparentności w pierwszej fazie procesu podniosły ogromną nieufność wokół całego planu pokojowego. Dziś, gdy dokument jest przerabiany, poprawiany, przefiltrowany przez Europę i Ukrainę, wciąż bez odpowiedzi pozostają dwa pytania: Na czyich fundamentach powstała pierwotna architektura tego planu? Czy negocjacje o przyszłości Europy można budować na kanałach, których treść zna tylko kilku ludzi?

Ta niejasność sprawia, że Ukraina, tak jak i cały Zachód, wchodzi w negocjacje, których fundamenty od początku są podważane.

Nie ma dobrego wyboru

 

Ukraina stoi dziś przed jedną z najtrudniejszych decyzji w swojej historii – czy zachować godność, i stracić kluczowego sojusznika, bez którego nie poradzi sobie z obroną swojego terytorium? A może przyjąć plan amerykański, który daje liche, ale jednak realne gwarancje pokoju?

Przyjęcie amerykańskiej propozycji (przy założeniu, że Rosja się zgodzi) oznaczałoby szybkie zakończenie działań wojennych, otwarcie ścieżki do odbudowy i natychmiastowe wstrzymanie rosyjskich ataków. Cena byłaby wysoka – być może zbyt wysoka – bowiem trzeba byłoby pogodzić się z trwałą utratą części terytoriów, rezygnacją z członkostwa w NATO, i de facto stania się państwem klienckim USA, jednocześnie nie otrzymanie solidnej obrony przed kolejną inwazją. Ukraińcy uznają to za równoznaczne z utratą prawa do obrony swojej suwerenności. To rozwiązanie może przynieść spokój na kilka lat, ale w dłuższej perspektywie jest niemal pewne, że powtórzy los porozumień mińskich.

Przyjęcie planu europejskiego jest niemożliwe – przede wszystkim dlatego, że nie zaakceptuje go Rosja. Możliwe jest tylko wprowadzenie korekty do projektu amerykańskiego. Jednocześnie Stany Zjednoczone bardzo intensywnie naciskają na Kijów, by ten ustąpił. Nie da się ukryć, że wyjątkowo korzystny dla USA jest moment rozpoczęcia rozmów o propozycji pokoju – zbiega się on z upadkiem wizerunku Prezydenta Zelenskiego w ojczyźnie, związanym z wielką aferą korupcyjną, sięgającą szczytów władzy. Volodymyr Zelenskyy może wkrótce nie mieć innej możliwości, niż zaakceptowanie narzuconych przez Trumpa warunków, i danie Ukraińcom kilku – kilkunastu lat względnego pokoju kosztem utraty suwerenności i wschodnich terytoriów.

Ostatnio pojawiają się liczne doniesienia, że pierwotna wersja amerykańskiego 28-punktowego planu została lekko zmodyfikowana w reakcji na sprzeciw Ukrainy i krytykę europejskich sojuszników. Według mediów strony amerykańska i ukraińska zgodziły się na „zaktualizowaną i dopracowaną ramę pokojową”. Z raportów wynika, że pewne żądania Rosji, jak pełne uznanie aneksji czy dramatyczne ograniczenie ukraińskiej armii, zostały usunięte lub złagodzone.

Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów – oficjalny dokument nie został opublikowany, co daje duże pole dla spekulacji i przecieków. W praktyce oznacza to, że plan USA staje się elastyczny w zależności od nacisków (ze strony Ukrainy i Europy). Trzeba jednak przyznać, że fakt, iż zmiany nastąpiły, nie zmniejsza obaw Ukrainy co do warunków końcowych.

 

Zmiany, korekty, wątpliwości

 

Choć amerykański projekt został już kilkukrotnie zmodyfikowany w odpowiedzi na ostrą krytykę ze strony Ukrainy i europejskich sojuszników, i choć administracja USA zapewnia, że dokument „ewoluuje”, rosyjska reakcja na wstępne korekty jest jednoznaczna. Moskwa uznała je za „niekonstruktywne”, sygnalizując, że każdy ruch Amerykanów w stronę ukraińskich lub europejskich postulatów będzie traktowany jako odejście od warunków, na które Rosja mogłaby się zgodzić. To oznacza, że mimo trwających spotkań, wideokonferencji i rozmów roboczych, cała architektura negocjacji wisi na włosku, i może runąć w każdej chwili.

Paktowanie jednak trwa. Zarówno w Genewie, jak i w kanałach dyplomacji poufnej, formułowane są kolejne wersje, aneksy i poprawki do amerykańskiego planu. Ukraińska delegacja próbuje dopisać swoje czerwone linie, Europa proponuje kompromisy, a USA testują reakcje Rosji, starając się stworzyć dokument, który będzie kompromisowy, „zły dla wszystkich po równo” – co w teorii zwiększa szanse na zgodę. W praktyce każda kolejna zmiana prowadzi do nowych napięć: gdy plan staje się bardziej akceptowalny dla Ukrainy, automatycznie staje się mniej akceptowalny dla Rosji, a gdy jest łagodniejszy dla Rosji – wywołuje opór Europy i protesty w Kijowie.

 

 

Gorzka prawda

 

W tym chaosie Ukraina znajduje się w położeniu tragicznym: zmęczona wojną, niszczona rosyjskimi atakami, osłabiona ekonomicznie i uzależniona od decyzji swoich partnerów  musi równocześnie przygotowywać się na dwie możliwości. Pierwsza: że dojdzie do kilkuletniego porozumienia, którego warunki mogą być trudne lub bolesne. Druga: że negocjacje upadną, Rosja wycofa się z rozmów, a wojna wejdzie w kolejną fazę, z jeszcze większą brutalnością.

W tym sensie trwa jedna z kluczowych debat politycznych końca 2025 roku: czy te negocjacje mogą przynieść realny pokój, czy raczej staną się kolejnym etapem gry na przeczekanie – preludium do następnej ofensywy lub „zamrożonego” konfliktu, którego efekty będą odczuwalne w całej Europie przez kolejne dekady.

Ukraina stoi dziś przed jednym z najtrudniejszych momentów swojej historii” – powiedział Prezydent Ukrainy w swoim orędziu 21 listopada. – „Musimy wybierać między ryzykiem utraty partnera a utratą naszej godności. Ale jedno jest pewne: nie podpiszę niczego, co odbiera Ukrainie wolność, suwerenność i przyszłość”.

Gorzkie słowa lidera wolnej Ukrainy dobrze odzwierciedlają dylemat, przed którym stanął nasz sąsiad ze wschodu. Może się bowiem okazać, że jedynym realnym wyborem jest ten, który sprawi, że negocjacje nie będą drugim Wersalem, tylko drugim Mińskiem. Nic nie jest jeszcze jednak pewne, a w miarę postępów w atakach na rosyjską infrastrukturę krytyczną Rosji, Kreml może złagodnieć.

Wszyscy jednak czują, że żyją w momencie historycznym, a pokój – jeśli nadejdzie – nie będzie ani prosty, ani sprawiedliwy, ani dla kogokolwiek zadowalający.

 

Autor: Maciej Rajczak