Upadek jednobiegunowego porządku. Co nam zostanie po Sierżancie Światowym?

Last Updated: 2025-11-20By

Korozja Sierżanta

Nie dalej, niż dwie dekady temu, panowało globalne przeświadczenie o nieskrępowanej i niepowstrzymanej dominacji Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Waszyngton przez lata był głównym ośrodkiem władzy, z którego wychodziły rozkazy, w którym tworzyły się trendy, i wokół którego kreowano narracje polityczne. Z kolejnymi latami podziw wobec potęgi Stanów Zjednoczonych i ich zdolności do narzucania swojej władzy we wszystkich kluczowych regionach globu zaczął ulegać naturalnej erozji – w końcu żadne imperium, stale się rozszerzając, nie będzie w stanie wiecznie utrzymać swojej obecności w każdej ze swoich prowincji.

Wizerunek Sierżanta Światowego stopniowo zamazywany był przez wrogów Ameryki – a tych Stany Zjednoczone mają bardzo wielu, co zawdzięczają tylko i wyłącznie sobie. Polityka interwencji militarnych doprowadziła do destabilizacji Bliskiego Wschodu, który stał się globalnym centrum terroryzmu, a amerykańskie próby obalania rządów w Ameryce Łacińskiej – te udane i nieudane – popchnęły region w objęcia gangów, dyktatur, nędzy i radykalizmu. Wszystkie te państwa – od Syrii, przez Iran, Irak, Palestynę, Wenezuelę, Kolumbię, po rewolucyjną Kubę – mają bardzo napięte stosunki z Waszyngtonem, a ich obywatele postrzegają dziś USA jako wytwór Szatana i źródło wszelkiego systemowego i politycznego zła na świecie. Stany Zjednoczone, ciągle rozszerzając swoje wpływy w regionach im nieprzychylnych, drogą interwencji wojskowych i przewrotów pałacowych, w końcu dotarły do ściany. 

Po atakach z 11 września 2001 r. priorytetowym regionem dla Waszyngtonu stał się Bliski Wschód – wrzący kocioł geopolityczny, pełen walczących tytanów, w których żyłach płynęła czysta ropa. W 2003 r. rozpoczęto przenoszenie części sił z Europy do baz wojskowych w rejonach operacyjnych, takich jak Turcja, Kuwejt i Bahrajn. Był to pierwszy etap przejścia z trwałej hegemonii do mobilnego zarządzania kryzysami.

W końcu zapadła decyzja – trzeba ustalić priorytety i przearanżować planszę, na której gramy. Ameryka nie jest w stanie jednocześnie bronić Tajwanu, który jest kluczowym, newralgicznym miejscem w rejonie Indo-Pacyfiku, zapewniającym Zachodowi dostęp do technologii – zarówno cywilnych, jak i wojskowych – jeśli będzie musiała nieustannie strzec wschodniej flanki NATO przy stosunkowo niewielkim zaangażowaniu reszty Sojuszu. 

W 2011 r. administracja Baracka Obamy ogłosiła „Pivot to Asia”, a więc strategiczne przesunięcie ciężaru z Europy i Bliskiego Wschodu ku regionowi Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone, świadome swoich słabości, postawiły na najbardziej kluczowy dla koncertu mocarstw region – ojczyznę Azjatyckich Tygrysów, z bijącym sercem w Tajpej, które stało się głównym ośrodkiem produkcji półprzewodników na świecie. Gdyby Chiny zdecydowały się na inwazję na wyspę, doprowadziłoby to do długotrwałej stagnacji technologicznej i załamania całego łańcucha dostaw. Krótko mówiąc, świat zachodni pogrążyłby się w kryzysie ekonomicznym i technologicznym, i prędko wytraciłby tempo rozwoju, a także znaczenie w tym starciu mocarstw. Stany Zjednoczone zakładają więc, że obrona Tajwanu i wpływów USA na regionie leży w żywotnym interesie Zachodu i jest amerykańską racją stanu – i co do tego się nie mylą.

Nowy świat – ale na pewno nie wspaniały

Europa zaczęła rozumieć, że Stany Zjednoczone, jeśli Chiny zwiążą je konfliktem na Morzu Południowochińskim, nie będą miały możliwości operowania we Wschodniej Europie na szeroką skalę. Potwierdzeniem tego był szeroki program wycofywania wojsk amerykańskich  (tzw. retrenchment) z Europy za czasów Joe Bidena, kontynuowany przez Donalda Trumpa, który jednocześnie stara się jak najszybciej zakończyć wojnę w Ukrainie – niezależnie od kosztów, jakie miałaby ta Ukraina ponieść. W konsekwencji tej polityki od kilku lat coraz większego znaczenia nabiera koncepcja Europejskiej Strategicznej Autonomii, promowanej przez prezydenta Francji, Emmanuela Macrona, która zakłada niezależność militarną i ekonomiczną Europy od Stanów Zjednoczonych i uzależnienie jej bezpieczeństwa od zdolności obronnych państw europejskich NATO, w szczególności Francji, która posiada arsenał nuklearny. Choć taki sojusz, pozbawiony wsparcia USA, nie może mierzyć się mocą z aktualnym NATO, to być może będzie w przyszłości jedyną rozsądną opcją w dobie potencjalnej wojny krajów europejskich z Rosją. W Europie rośnie świadomość tego, że w związku z rozpadem dawnego porządku światowego może wybuchnąć konflikt, który pochłonie życie setek tysięcy Europejczyków, i zaczęli już przygotowywać się na odparcie takiego zagrożenia – z udziałem Ameryki, lub bez niej.

Globalne Południe zyskało w ostatnich latach bardzo silny głos na arenie międzynarodowej w postaci wschodzących mocarstw – Chin, Indii, i Brazylii. Te państwa (w szczególności Chiny i Indie) znacząco się rozwinęły na przestrzeni ostatnich dekad, i w tym momencie stają się graczami równorzędnymi z Rosją i Ameryką. Nie są to jednak nieprzejednani sojusznicy, ale bardziej rywale walczący o władzę nad podzielonym światem. Z tej perspektywy porządek międzynarodowy nie stał się na powrót dwubiegunowy, tak jak to było podczas Zimnej Wojny, ale rozszedł się na kilka regionów, w których kontrolę utrzymują poszczególne potęgi. 

Potęga Smoka

Pekin zdecydowanie zdominował tą walkę. Chińska Republika Ludowa nie tylko podporządkowała sobie politycznie i ekonomicznie większość swoich sąsiadów, ale i zepchnęła Rosję z podium mocarstw, stając się głównym rozgrywającym w tej części świata. Chińskie soft power według rankingów z 2024 roku jest już na drugim miejscu spośród wszystkich państw świata. Chiny postanowiły podporządkować sobie zarówno Globalne Południe, jak i kraje Zachodu, inwestując, prowadząc szlaki handlowe, i uzależniając od siebie gospodarczo. Inicjatywa Pasa i Szlaku, którą forsuje Xi Jinping, poskutkowała realną wasalizacją ekonomiczną krajów afrykańskich, które w swojej potrzebie dynamicznego rozwoju zgodziły się włączyć do tego procesu obce mocarstwo zza morza. Jedwabnemu Szlakowi uległa również Unia Europejska, która w praktyce uzależniła się od metali ziem rzadkich z Chin, a międzynarodowe koncerny pochodzące z Europy, będące jej siłą napędową, wpadły w ręce Chińczyków. 

Nie da się zaprzeczyć temu, że Azja stała się dziś centrum gospodarczym i politycznym świata. Pytanie tylko, na jak długo nim pozostanie.

Trump: demontaż mocarstwa

Donald Trump, powróciwszy do Białego Domu, nie zamierzał przywrócić hegemonii Waszyngtonu z lat 90. – jego cel był wprost przeciwny. Tak jak zburzono część samego Białego Domu, tak i Prezydent Trump postanowił świadomie do końca zdemontować dawny porządek światowy. Jego wizja świata jest posthegemoniczna i merkantylna – USA mają nie przewodzić, lecz handlować wpływami, wymieniać bezpieczeństwo na koncesje gospodarcze i lojalność polityczną. Sojusze w praktyce pozbawione zostały wspólnych wartości, które je dotychczas spajały, NATO powoli staje się swego rodzaju usługą, a nie wspólnotą wolnych państw, a wielobiegunowość naszego świata jest już faktem. To oznacza kres amerykańskiego przywództwa opartego na idei moralnego liderstwa, i szybkie przejście Waszyngtonu do polityki realizmu transakcyjnego, a więc sytuacji , w której nie ma prawdziwych sojuszników, a liderzy kierują się tylko i wyłącznie interesami swoimi i swoich krajów.

Największym skutkiem trumpowskiej polityki będzie strategiczne osierocenie Europy. Prezydent Stanów Zjednoczonych postawił sobie za cel doprowadzenie do wzrostu europejskich wydatków na obronność, jednocześnie nie deklarując wsparcia w wypadku wojny – co w oczywisty sposób wywiera presję na Unię Europejską i osłabia morale wewnątrz Sojuszu. 

To wywołało podwójny efekt – przyspieszenie rozwoju wspólnej polityki obronnej i próby reorganizacji NATO w Europie, ale też fragmentację Zachodu. Europa Wschodnia, wraz z Polską i krajami bałtyckimi, postanowiła w zgodzie ze swoimi interesami narodowymi utrzymać dobre relacje z USA i postawiła na dwustronne gwarancje z Ameryką, opierając je na wzajemnej lojalności, a Europa Zachodnia, pod światłym przewodnictwem Francji, będzie szukać równowagi geopolitycznej, rozwijając swoje relacje zarówno z USA, jak i z Chinami, czy innymi krajami Globalnego Południa. Europa staje się więc powoli coraz bardziej samodzielna, ale mniej zjednoczona.

Chinom Donald Trump jest na rękę. Jego decyzje doprowadziły do kompletnego rozpadu porządku opartego na amerykańskiej hegemonii, a także do zmniejszenia zaufania wobec Stanów Zjednoczonych, które są teraz postrzegane jako kapryśny i niestabilny partner. Pozwoliło to Prezydentowi Xi Jinpingowi umocnić wpływy swojego kraju na świecie, rozbudować relacje handlowe, i powoli przygotować się do nadchodzącego starcia o wpływy w Azji. 

W świecie rozhuśtanym przez Donalda Trumpa najlepiej odnalazło się Południe, które zyskało większą autonomię ale i większe możliwości – w końcu teraz nawet Stany Zjednoczone nie zważają na wartości swoich partnerów, a jedynie na potencjalne korzyści wynikające ze współpracy. Być może USA nie będą już forsować modelu liberalnej demokracji jako klucza do negocjacji między państwami. Kraje takie jak Arabia Saudyjska, Indie, Brazylia, czy Indonezja powoli zaczynają budować równoległe systemy współpracy z Chinami i Rosją, balansując między tymi mocarstwami, a Waszyngtonem. To przyspieszy proces rozpadu, którego Zachód już nie będzie w stanie powstrzymać.

Bez złudzeń

Historia zatoczyła krąg – trzydzieści lat po upadku Związku Radzieckiego kończy się epoka, którą Charles Krauthammer nazwał „momentem jednobiegunowym” – czas, gdy Stany Zjednoczone nie tylko dominowały, ale wierzyły, że ich dominacja jest moralnie niepodważalna. 

Dziś ten ład już nie istnieje. Liberalny porządek międzynarodowy, oparty na amerykańskiej sile i zachodnich, demokratycznych wartościach, ulega rozproszeniu. Stany Zjednoczone, o ile są dalej najpotężniejszym z państw, to działają selektywnie, a nie całościowo, reagują, zamiast wyznaczać kierunek, w którym podążają inni. Nie są już zdolne – ani skłonne – do utrzymania militarnej obecności na trzech kontynentach, finansowania globalnej stabilności i rozwoju wartości zachodnich, ani definiowania tego, czym w ogóle jest porządek światowy.

Dla Europy oznacza to koniec geopolitycznej niepowagi. Odejście w niepamięć Sierżanta Światowego wymusiło na Starym Świecie spojrzenie prawdzie w oczy i wybór autonomii, samodzielności w sytuacji, w której być może nikt nie przyjdzie nam z pomocą. 

Chiny w tym nowym układzie nie potrzebują wojny, by wygrać starcie mocarstw. Ich strategia opiera się na cierpliwości, długoterminowym projektom, i ekonomicznej ekspansji – zajmują miejsca, które opuściła Ameryka, jednocześnie akceptując zastane kultury i systemy polityczne, co sprawiło, że Pekin jest odbierany jako jeden z najlepszych sojuszników Południa. Xi Jinping w odpowiedzi na działania Donalda Trumpa powoli tworzy alternatywną sieć państw, które nie tyle działają jako sojusznicy Chin, ale raczej dążą do zmniejszenia wpływów Zachodu i wyzwolenia Południa spod neokolonialnych relacji z krajami Europy i Ameryką.

 Ci gracze właśnie wchodzą w fazę emancypacji. Państwa te coraz częściej odmawiają uczestnictwa w grze o cudze interesy i zaczynają pisać własne historie – gwałtowne i rewolucyjne, lub pełne pokoju i harmonii. To one, potrafiące balansować między potęgami, odkryły sposób na przetrwanie w nowym, anarchicznym świecie, rozszarpanym przez wielkie mocarstwa. Globalne Południe już wygrało bitwę – teraz szykuje się do wygrania wojny, która już trwa. 

Bo Imperium, długo zjednoczone, musi się podzielić.

Autor: Maciej Rajczak